Thursday, February 15, 2007

tereska

na poczatku grudnia 2004 bylo cholernie zimno.
Pamiętam, ze w sobote rano zaspalem do studia na reklame - wybiegajac z domu zauwazylem, ze pod dzwiami klatki piszczal zziebniety maly psiunio.
wracajac po 4 godzinach do domu – piesek wciąż tam stal, wciąż piszczal i strasznie trzasl się z zimna.
no to przeciez nie zostawie takiego czegos tego…
wziąłem do domu, nakarmiłem, rozwiesiłem kartki po klatkach ze jeśli ktomus zapodzial się pies maly to znajdzie go w lokalu pod 15stka.
pierwsza noc spędziliśmy razem. Maly pies jak to maly pies, sra. do tego Tereska zygala. to musialem te gowna sprzątać. zygi zreszta tez. pochylam się nad zygiem wiec, patrze – a te zygi się wija i ruszaja…
bleh…
no ma Tereska robale…
nastepnego dnia weterynarz, antybiotyki, i 2 miesiace u mnie była. tomek na jej punkcie oszalal.
niestety musialem ja oddac bo rady nie dawalem a ona sama w domu caly dzien to slabo…
oddalem nieznajomym którzy ostatnimi czasy moimi znajomymi znow się stali i podesłali to co poniżej…
Tereske.
ehhh…

1 comment:

karola said...

Ciesz się, że to nie był duży pies, dopiero byś miał sprzątanie ;)