Monday, February 26, 2007

Thursday, February 22, 2007

wierzyc chce...

cala noc gadalem z t.
bylo tak jak kiedys. teskni. chce mnie.
nie wiem tylko na jakiej zasadzie. czy leci na przyjaciela czy znowu mamy byc "razem".
jako pani do towarzystwa sie nie nadaje wiec nic nie zrobie az nie bedzie jasne.
no i gadalismy do bialego rana...
tak jak kiedys...
wierzyc chce...

oraz:przepraszam cie karola ze nie bylo nam dane pogadac tak normalnie...

Monday, February 19, 2007

ouch I have lost myself again...


ciezkie decyzje podjete. teraz tylko je w zycie wprowadzic. a pozatym nie dzieje sie nic...
nigdzie.
wielkie zero.
do tego w ostatnim pomocniku psychologicznym wyczytalem ze '...ostatnie stadium to choroba: zespol przewleklego zmeczenia. w zasadzie nieuleczalna, jedynie korygowalna...'
ehhh...
dobrze ze mnie (uwaga trudne slowo) aleksytymia nie dotyczy...
ale to to ja wiem...
na drugie mam przeciez walenrod.
ehhh...
kurwa, kurwa i chooj...

Thursday, February 15, 2007

sluchaj, sluchaj, sluchaj...

tereska

na poczatku grudnia 2004 bylo cholernie zimno.
Pamiętam, ze w sobote rano zaspalem do studia na reklame - wybiegajac z domu zauwazylem, ze pod dzwiami klatki piszczal zziebniety maly psiunio.
wracajac po 4 godzinach do domu – piesek wciąż tam stal, wciąż piszczal i strasznie trzasl się z zimna.
no to przeciez nie zostawie takiego czegos tego…
wziąłem do domu, nakarmiłem, rozwiesiłem kartki po klatkach ze jeśli ktomus zapodzial się pies maly to znajdzie go w lokalu pod 15stka.
pierwsza noc spędziliśmy razem. Maly pies jak to maly pies, sra. do tego Tereska zygala. to musialem te gowna sprzątać. zygi zreszta tez. pochylam się nad zygiem wiec, patrze – a te zygi się wija i ruszaja…
bleh…
no ma Tereska robale…
nastepnego dnia weterynarz, antybiotyki, i 2 miesiace u mnie była. tomek na jej punkcie oszalal.
niestety musialem ja oddac bo rady nie dawalem a ona sama w domu caly dzien to slabo…
oddalem nieznajomym którzy ostatnimi czasy moimi znajomymi znow się stali i podesłali to co poniżej…
Tereske.
ehhh…

Monday, February 12, 2007

Sunday, February 11, 2007

te jebane walentynki...

najlepszego maly..


...I'll always be by your side
Even when you're down and out...

zwiąż mnie

'zwiaz mnie' jest na pradze, przy legendarnym juz 'skladzie butelek' . w starej, przedwojennej kamienicy, na 2 pietrze wchodzisz do jednego z najbardziej niesamowitych miejsc w stolycy. bardzo offowi barmani, bardzo offowe towarzystwo, bardzo offowe piwo przez ktore mialem rano jeden z najwiekszych headake'ów ever! musialem wziac ketonal...
anyway - wszystko bardzo off tylko muza taka:

dlatego mi sie podobalo ;]
pozniej wyladowalismy w tombie. mielem tam wyrwe - ohh i ahh - ale sexu z nim nie bylo...
gdy slonce bylo nas niebie juz wrocilem do domu i poszedlem spac.
caly czas snil mi sie tomek i ryczalem przez sen.
fuck!

Saturday, February 10, 2007

Frida Örn - Release Me

i am a growing force without the motion,
a glass of water longing for the ocean,
i am the fire burning desperately,
but you're controlling me,
release me,
release me..

a teraz powiedzcie mi dlaczego ludzie wola sluchac eski niz tego wlasnie?

bo ja nie rozumiem...

Friday, February 09, 2007

krysia? tu mowi marysia...

'sciero - po robocie przyjezdzaj do centrum, popromujemy sie w zlotych tarasach' subtelnie smsuje do szczura w polowie dnia roboczego, kiedy to wszyscy normalni pracownicy wyczekuja konca pracy, a jedynie prezesi robia sobie day-off jeszcze przed day-on.
szczur na haslo:
- lanserka,
- centrum handlowe,
- zakupy
dostaje jakiegos kosmicznego przyspieszenia, bo zanim dostalem raport dostarczenia wiadomosci juz w inboxie mialem od niego odpowiedz ze ok, ze bedzie i o 17 czekac mam na niego na metro centrum.
no zobacz... a z przed lustra w domu na haslo - szybciej bo sie spoznimy - nie reaguje tak predko. nawet wolami go od 'lustereczko powiedz przecie' nie odciagniesz.
przed 17. wpada artystka ktora tyle o mnie slyszala, poznac chce, i rozsiada sie taka jazzowa blondi, przerywajac moja kolejna, giegieową, fascynujaca rozmowe z miloscia moja najwieksza na dzien dzisiejszy nieodwzajemiona niestety.
slodkie te ta te ktore w nieopisany wrecz sposob lechta moje ego, ciagnie sie i ciagnie. mija 17sta. w trakcie pisze do szczura ze sie spoznie i niech czeka na mnie w kulturalnej.
po meetingu jeszcze obowiazkowe wyjscie na zarcie z jedynym kumatym kolesiem w kayaxie - gdzie wylewamy sobie frustracje dnia dzisiejszego - ale o tym napisze kiedy indziej bo to o czym za chwile przeczytacie, bo to co sie za chwile dziac bedzie to normalnie nie wiem.
no nie wiem.
przerwa na reklame:

bardzo fajny numer ktorego wczesniej nie znalem.


z rozwiana grzywa, z kwiatami we wlosach ktore potargal wiatr, pedze do szczura, po oblodzonej, zabloconej warszawie, mijajac po drodze takiego policjanta, ze z wrazenia az dostalem zadyszki i doslownie przy nim musialem sie zatrzymac i tchu zlapac.
nastepnym razem to sie o niego opre, albo chociaz omskne tak niechcacy o jego palke. no bo przeciez nie zemdleje z nadzieja na cucenie metoda usta usta... (nie...?)
anyway - jestem juz pod palacem. uspokajam serce bo te biegi przelajowe przeciez czlowieka wykonczyc moga i wchodze do kulturalnej.
zamieram.
widze milosc moja najwieksza na dzien dzisiejszy nieodwzajemiona niestety, ktora adoruje mi te sciere z ktora mieszkam pod jednym dachem.
ja juz nie bede wspominal o talerzach tych samych z ktorych jemy, o srajtasmie ktora uzywamy z tej samej rolki!!!, o wspolnej pascie do zebow, o tym ze zabral mi wszystkie moje skarpetki bo wygladaly tak jak jego (czarne kurwa, czarne!!!) i ja boso chodze, ani o tym, ze mu takie pyszne obiady 'jak u mamy' gotuje... (ostatnio byl gulasz polski na winie - czyli taki miraz jaki zaliczyla maria nasza polska skodowska z messieur curie - tele ze kulinarny. goraco polecam - szczegolnie przedawkowac z winem).
no i stoje jak wtyry w przejsciu. patrze i uwierzyc nie moglem. serce to mi tak zaczelo byc i tak mi cisnienie skoczylo, ze zzielenialem ze zlosci tak jak boski eric bana w hulku albo i jeszcze gorzej...
najpierw dojzala mnie sciera szczurowa, dajac znaka milosci mojej najwiekszej na dzien dzisiejszy nieodwzajemionej niestety, ze jestem.
tamten sie obejzal i c u d o w n i e usmiechna - co zauwazyl nawet szczur i mi to zakomunikowal pozniej - liczac ze do lask wroci ale co to to nie bo ten usmiech to byla ostatnia rzecz jaka zapamiata z tego swiata odchodzac w meczarniach tak okrutnych ze pisac o nich nie moge bo tak okrutne meczanie sa te.
zobaczylem wiec usmiech ten c u d o w n y ,doprowadzilem sie do jakotakiego wygladu i stanu i podchodze jakby nigdy nic.
okazalo sie, ze przypadek rzadzi swiatem i milosc moja zakomunikowala ze czeka na swoja randke. ja zero reakcji. pozniej szczur powiedzial ze jak wszedl do cafe to tamten juz tam byl bo na jakiegos kumpla czeka.
no i teraz w komentarzach prosze o odpowiedz na pytanie:
- dlaczego szczurowi powiedzial ze na kumpla czeka a mi ze na rande?
no dziewczyny... przeanalizujmy temat... ;]
no dobra.
szybko sie zwinelismy i poszlismy sie ze szczurem lansowac w najwiekszym centrum handlowym w polsce o ktorym zrobili program na discovery. wprostbosky dostanie slinotoku i wyjsc nie bedzie chcial jak zobaczy ten dach, co ewe pewnie ucieszy bo wreszcie po sklepach pochodzi sobie z nieograniczonym limitem czasowym ;]
oraz wszem i wobec polecam wszystkim moj ulubiony ciuchland w stolycy (chyba jedyny w kraju). www.pullandbear.com
oraz:
piosenka dla T.
w niej jest wszystko.
ehhh...


oraz:
w nastepnej notce napisze o mojej najnowszej milosci ze stacji metro kabaty, oraz bedzie update sexualny, bo zamierzam przeleciec w ten weekend takiego jednego, co przeleciec chce od dawna juz ale nie bylo okazji.
tym bardziej ze szczur go mial juz...
sciera jedna.

ładne?

wyczekuje momentu kiedy szczerze powiem sobie, ze kocham i jestem kochany...

Sunday, February 04, 2007

I gotta shake you off.

p/s
na takiej plazy juz bylem. dzis znalazlem sloik z kamienami z plazy i muszelkami jakie mi przywozil...
czasami tez zbieralismy je sami.
do tego w szafie w lazience ciagle lezy jego szczoteczka.
ehhh..
minal rok.
a ja ciagle jestem taki sam.
happy anniversary.

kaziu - zakochaj sie!

szczur jak wiecie zapodaje tylko i wylacznie polskie songi. czasami mam ochote go udusic a czasami jak zagra to mi kopara opada. ja sie na tym nie znam a on wylapuje z radio te nowe, slodkie songi produkowane przez naszych rodzimych.
jako lacznik moj z tym co plebs slucha, szczur daje rade.
np. to co ponizej. w zyciu bym na to sam nie trafil.
a tu prosz...
podoba MISIE...
tandetne - ale podoba MISIE...


mowie wam - jak sie zakocham to pojedziemy sobie wszyscy nad morze. nad takie prawdziwe. raczej w rejony creamfield jakie z M. zaliczylem niz te z 3city... i pojedziemy i bedziemy tak sobie jak kaska lezec, i tak do siebie mowic.
czego sobie i wam zycze... bardzo, bardzo, bardzo...

nie tak, nie tak, nie tak, nie tak miało być miły...

strasznie duze chodniki w tej warszawie mamy... odleglosc od jednego kraweznika do drugiego to jakies 10 metrow a przez srodek to nawet jeszcze tory tramwajowe po chodnikach biegna... tylko sciera szczurowa sie zachowac nie potrafi i tak oto do domu wraca:



a to przeciez ja mialem sie tak zalatwic. nie on...
moze next time.
cala noc z kruderem w utopii interesujaca. i niech mi juz nikt nie mowi ze na niego lece bo oszaleje.
oraz:
w uto mowia ze ze szczurem wygladamy razem jak para z czteroletnim stazem ;]
ehh te goopie, pijane cioty. co one wiedza. jednak musze przyznac ze milo sie ze szczurem na ich oczach obsciskuje. grzeje sie w jego blasku ha ha ha.
oraz:
byl sex...
and i swear... - zgadnijcie jak kolega mial na imie... oszalec mozna. 80% pedalow w tym jebanym kraju ma jedno imie! jak pojade do stanow to znajac moje szczescie spotkam jakiegos toma... kurwajegomac!

Saturday, February 03, 2007

I may be mad, I may be blind, I may be viciously unkind...

Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona.

W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.
Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.

Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.

- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!
Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca,
gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.
W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo
i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście!
Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.

Friday, February 02, 2007

witam i witrażam


to ostatnia rzecz jaka zrobilem dla poprzedniej mojej firmy. wypuscili to teraz a lud jak to lud - zachwycony, ochy i achy same...
no coz... c'est moi!
a w niedziele rocznica.
z tej okazji znow otarlem sie o geniusz wrecz i w sobotnia noc chlam do nieprzytomnosci. chlam tak duzo i tak wszystko, ze niedziele cala przespie wiec o niczym myslec mogl nie bede - jedynie o kacu.
ehhh drugi...
gdyby nobla dawali za praktyczne pomysly sadze ze moglbym byc jego laureatem - czyz nie?
w robo nowym jest c u d o w n i e...
panstwo kupuja najblizsze numery przekroju a beda wiedziec why... ;] dotego dochodzi mozliwosc wreszcie wypchania sobie portfela do granic nieprzyzwoitosci wrecz wiec narzekac nie bede.
jak na amerykanskich filmach - robie to co lubie, jak lubie, wychodze sobie na spacer w srodku dnia, przychodze kiedy chce, wychodze kiedy chce i mi jeszcze za to placa.
chociaz to mi sie w zyciu udalo i Panu Bogu za to dziekuje...

bo panstwo chyba nie wiecie ze z dniem 1 lutego 2007 oficjalnie z kayaxem wspolpracowac zaczela prezna, sexowna i jakze dynamiczna firma Morph MUSIC - tak samo fajna jak piosenka w tle ;]
no i firma ta - procz tego ze prezna, sexowna i jakze dynamiczna - odwazna jest i kumata do tego wszystkiego, a jej prezes to jeszcze bardziej prezny jest i sexowny to juz tak ze wow nad wowy.
w grudniu pogadal on sobie najpierw a po rozmowie uwiezyl w artyste jednego, na ktorego pluja wszyscy tak jak na ich troje i powiedzial wszystkim zeby ryzykowac. do tego wymyslil jeszcze 'egzotyczny duecik' i oto to co z tego wyszlo :]
ile wlosow prezez przez to stracil to nie wspomne ale zabawa byla. wiec sie prezes cieszy i czeka na wyniki sprzedazy.
oraz:
prezes sie troche denerwuje bo w przed ostatniej swojej firmie wymyslil projekt taki, za co laury branzy zebral lecz sie nie sprzedalo...

oczywiscie prezes sie wszystkimi promo & marketing activities tego projektu nie zajmowal bo z firmy przed premiera odszedl do konkurencji i tym prezes tlumaczy mizerna sprzedaz 3600 egzemplazy...
bo jakby sie zajal i robota szarpna to by sukces byl... !