ostatnie czasy lezenia, kompletnie nic (slownie nic) nie robienia daly, o sobie znac dokladnie w momencie gdy wychodzilem na umowione spotkanie. rany - tak mi sie nie chcialo wyjsc z wyra, tak mi sie nie chcialo odlozyc lotnika od tv, usunac chipsy i cole z drogi pomiedzy wyrem a drzwiami oraz opuscic moje dziewczyny z gilmoore - jak nigdy, nigdy wczesniej. zero sil witalnych a wiecej wdzieku, gracji i wogule wiecej niz ja wczoraj czegokoliwek, miala nawet bakteria z 'bylo sobie zycie'.
a tu spotkanie...
i to takie wiecie...
myslalem ze potrwa to wszystko chwile. piwko, no moze dwa. spotkamy sie o 17.00, gora o 20 bede w domu. nie, nie, nie - nie ma tak lekko.
spotkanie 21. - ok - na kabaty wroce ostatnim metrem. i jak zaczelismy o 21. tak o 6 rano dopiero pojawilem sie w domu.
i powiem wam tak:
- cala noc na hamaku i na dodatek pod grusza, zimne piwko przynosza, o 24 zaczyna grac jakis jazzujacy band podobny troche do muzykoterapii - tylko wiecej w nim electroniki wszelakiej wiec lepiej ;]... bylo naprawde ok.
a w momencie gdy zmeczenie dawno mielo a jego miejsce zajela chec produkowania sie wiec gadalem, gadalem, nawijalem, a on sie patrzy i zadaje takie jedno, jednyne i na te chwile najodpowiedniejsze pytanie...
i w tym momencie w glowie grac mi zaczyna eliane elias 'i fall in love to easily' (kto slyszal ten wie...)
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
4 comments:
notki http://mr-morph.blogspot.com/ to ogrody milosci
:)
tygrysie... ;]
Hey what a great site keep up the work its excellent.
»
Great site loved it alot, will come back and visit again.
»
Post a Comment